Picture
Kojarzycie taką nowojorską grupę hip-hopową Screwball, pochodzącą z dzielnicy Queensbridge? Swego czasu strasznie jarałem się ich albumem "Y2K". Nawiązuję do wspomnianego zespołu z takiego powodu, że dziś oto postanowiłem przedstawić Wam album jednego z jej byłych członków. Blaq Poet (właść. Wilbur Bass), bo właśnie o tym raperze mowa, ma na swoim koncie bowiem kilka solowych dokonań, a ja chciałbym zrecenzować dla Was album o jakże oryginalnym tytule "Blaq Poet Society".

Nadmieniony album został wydany w roku 2011 nakładem niezależnej bostońskiej wytwórni Brick. Choćby z tej przyczyny uznałem, że warto się nim zainteresować, gdyż Brick wydaje wiele interesujących albumów z nurtu podziemnego hip-hopu Wschodniego Wybrzeża USA. Nie inaczej, choć bez specjalnych fajerwerków, jest i tym razem.

Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę w trakcie pierwszego przesłuchania recenzowanego albumu, jest jego długość. Niewiele ponad 33 minuty to jak na studyjnego longplaya raczej mało, ale za to kondensacja treści jest wystarczająco gęsta. Zresztą Blaq Poet nie jest typem rapera, który byłby w stanie zaciekawić słuchacza przez wymiernie dłuższy okres czasu, dlatego też krótki czas trwania płyty był w tym wypadku na pewno efektem zamierzonym. Jeśli chodzi natomiast o technikę i tematykę poruszaną przez Blaq Poeta, niedużo się tu zmieniło od czasów jego udziału w grupie Screwball. Krótko mówiąc, niedostatki techniczne nadrabia on agresywnym i ciekawym w brzmieniu flow. W kwestii zagadnień merytorycznych mamy do czynienia zaś z typowym nowojorskim hardcore rapem - rzetelnie nawiniętym, lecz niczym niewyróżniającym się in plus.

Za produkcję muzyczną niniejszego albumu odpowiadają dwaj producenci, którzy podzielili się obowiązkami mniej więcej po połowie. Tak więc, możemy na płycie "Blaq Poet Society" posłuchać bitów autorstwa producentów posługujących się pseudonimami Stu Bangas i Vanderslice. Obaj w nowojorskim podziemiu stopniowo wyrabiają sobie coraz lepszą opinię, a ja ich dokonania znam z wydawnictw innych raperów. W kwestii brzmieniowej zarówno jeden, jak i drugi podobnie czuje hip-hop, co wiąże się z tym, że produkcja muzyczna na recenzowanej płycie jest jednolita i utrzymana w klimacie ciężkich bębnów i ciętych sampli. Dla miłośników East Coast rapu coś bez wątpienia godnego uwagi.

Nie można również zapomnieć o nawiązaniu do gościnnych występów raperów, którzy wzięli udział w nagrywaniu niektórych kawałków na niniejszą płytę. Ich dobór jest w mojej ocenie naprawdę świetny - goście wstrzelili się w klimat albumu wręcz doskonale, nadając mu o niebo więcej kolorytu oraz nierzadko wychodząc na pierwszy plan przed głównego bohatera albumu. Kogóż to będziemy mogli posłuchać więc poza Blaq Poetem na recenzowanym obecnie albumie? Już wymieniam - rapują tu między innymi takie osobistości niezależnego rapu jak Vinnie Paz, Chief Kamachi, Apathy, Reef the Lost Cauze czy też R.A. the Rugged Man, a wymieniłem tylko najciekawsze występy. Można zauważyć więc, że jak na tak krótki album nagromadzenie gości jest dość spore.

Podsumowując, Blaq Poet nigdy nie był wybijającym się ponad przeciętność raperem. Jego nagrania mają jednak coś w sobie, że lubię ich słuchać. Dlatego też jeśli klimat nowojorskiego hardcore rapu jest Ci bliski, daj szansę temu albumowi, gdyż godnie reprezentuje on wspomniany gatunek muzyki.


Link do albumu w mp3: [HQ ABR, http://dfiles.eu/files/gtyua4crx]

Do żadnego kawałka z recenzowanego albumu nie nagrano teledysku, dlatego zamieszczam poniżej nieoficjalny klip do piosenki pt. "Daytime Shootouts".

 
Picture
Ponad tydzień przerwy to długo. Wiem o tym, dlatego zapowiadam teraz nieco większą "ofensywę" w dzieleniu się z Wami mymi ciekawymi odkryciami muzycznymi. Dziś skupimy się na niezależnym internetowym albumie duetu producenckiego o nazwie Cold Logistics. Wspomniany duet tworzą Chris Brassard i Teddy Roxpin, którzy pochodzą z miasta Providence w stanie Rhode Island, a muzyką, którą wykonują, jest ciepły, instrumentalny hip-hop.

"Northern Star" składa się z dwudziestu kawałków, które przenoszą słuchacza w podróż po niezliczonej ilości dźwięków, zapętlonych w rytm mocnych uderzeń perkusji oraz klasycznego i nowatorskiego zarazem podejścia do produkcji hip-hopowego beatu. Owo klasyczne podejście przejawia się w znanym z połowy lat 90. XX w. charakterystycznym ułożeniu perkusyjnej sekwencji, jak i samego doboru dźwięków perkusji. W instrumentalnym hip-hopie brzmienie bębnów jest moim zdaniem niezmiernie istotne (jak i w nieinstrumentalnym hip-hopie zresztą także), a Cold Legistics wiedzą, czego nieco dojrzalsi słuchacze tego typu muzyki oczekują. I chwała im za to, albowiem w połączeniu z polifonią pociętych sampli otrzymujemy muzykę z duszą, która nawet w zapętleniu i bez domieszki wokalu daje nam okazję do odprężenia się i przeżycia interesującej dźwiękowej przygody.

Jakiego rodzaju eksperymentów z samplami możemy spodziewać się po duecie z Rhode Island? Brzmieniowo dzieje się tu bardzo dużo - począwszy od klasycznych, jazzowo-soulowych zapożyczeń, przez wariację na temat twórczości Beatlesów, po elektroniczne i ambientowe wstawki. Wszystko zostało dopieszczone do granic możliwości i słucha się tego doskonale, a bogactwo pomysłów muzycznych grupy Cold Legistics nie pozwala słuchaczowi się nudzić. Owszem, po kilku przesłuchaniach można odnieść wrażenie monotonności materiału, dlatego polecam rozsądnie "korzystać" z jego zasobów :)

Na zakończenie dodam, że w zamykającym album kawałku pt. "Shelly" można usłyszeć wsamplowaną zwrotkę pochodzącą pierwotnie z piosenki "Passin' Me By" grupy Tha Pharcyde, co udowadnia poniekąd, że również w towarzystwie rapera bity produkcji Cold Legistics sprawdziłyby się nie najgorzej. Cały album dostępny jest do ściągnięcia leganie za darmo z sieci, m.in. pod linkiem podanym poniżej.


Album w mp3 [320 kbps, 136 MB]: http://novafile.com/dlycv94gpodp

 
Picture
Po niespodziewanie dłuższej przerwie dziś zajmiemy się jedną z najbardziej niedocenianych płyt w historii hip-hopu, nagraną przez jeden z najbardziej niedocenianych duetów wykonujących nadmieniony rodzaj muzyki. Osobiście uważam tę, jak i następną płytę wspomnianego duetu za klasyk na podobę "Illmatika" autorstwa Nasa i nie mogę pojąć, jak to się stało, że nie wpisała się ona do kanonu gatunku...

Dobra, zgodzę się - ktoś mógłby powiedzieć, że Pete Rock to przecież legendarny producent i DJ, który współpracował swego czasu z najważniejszymi nowojorskimi (i nie tylko) raperami. Niemniej jednak w przypadku jego aliansu z C.L. Smooth'em nie możemy mówić o sukcesie w ujęciu mainstreamowym... A szkoda, bo być może brzmienie współczesnych hitowych albumów z amerykańskim rapem byłoby bliższe memu sercu. W każdym razie jeśli jesteś fanem nowojorskiego hip-hopu, bądź też hip-hopu jako całości w ogóle, na pewno znasz tę płytę. Inaczej zastanów się poważnie, czy naprawdę możesz uważać się za fana gatunku...

Zacznijmy jednakże po kolei. Pete Rock (Peter Phillips) i C.L. Smooth (Corey Penn) pochodzą z Mount Vernon, miasteczka znajdującego się na przedmieściach Nowego Jorku. Ich muzyka jest odzwierciedleniem wszystkiego, co najlepsze w rapie ze Wschodniego Wybrzeża USA. Nie wiem, czy to nie zbyt odważna teza, ale według mnie niniejszy duet zapoczątkował podgatunek tzw. rapu filozoficznego, który w sferze merytorycznej dotyczył historii z życia zwykłego człowieka. Próżno tu szukać gangsterskiej megalomanii czy przesadnej pewności siebie; miłośnicy przekleństw, szyderstw i szeroko pojętej przemocy również poczują się zawiedzeni. Natomiast każdy miłośnik dobrego hip-hopu, posiadający otwarty umysł i lubujący się w jazzowo-soulowych samplach, powinien być zachwycony. "Mecca and the Soul Brother" jest zaś pierwszym wydawnictwem długogrającym duetu Pete Rock & C.L. Smooth, wypuszczonym na światło dzienne przez wytwórnię Elektra.

Produkcja muzyczna na niniejszej płycie, za którą w całości odpowiedzialny jest oczywiście Pete Rock, opiera się na mocnych uderzeniach perkusji i melodyjnych samplach, spośród których pierwszy prym na producenckim warsztacie wiodą amerykańskie nagrania jazzowe z lat 60 i 70 XX w. Piękno bitów Pete'a Rocka jest dla mnie tak głębokie, że bez wahania umieszczam go na liście top 5 najlepszych bitmejkerów wszech czasów. Klimatycznie wspomniane bity są bowiem po prostu przesiąknięte Nowym Jorkiem, a na dodatek każdy z podkładów wykorzystanych na niniejszym albumie jest przynajmniej bardzo dobry (większość kopie tyłek w sposób ponadprzeciętny). Należy ponadto zaznaczyć, że Piotr Skała (z ang. Pete Rock) jest także DJ-em, całkiem utalentowanym zresztą. Jego skrecze i cuty uzupełniają produkcję muzyczną w sposób optymalny, dzięki czemu pod względem muzycznym otrzymujemy hip-hopowe dzieło kompletne. Co więcej, Pete Rock ma na niniejszej płycie również swój solowy kawałek jako raper - możemy usłyszeć jego wokal w piosence "Soul Brother #1".

Ciężko mówić o dobrym albumie z rapem, kiedy jego mocną stroną są wyłącznie bity. Na szczęście w przypadku "Mecca and the Soul Brother" sfera wokalno-merytoryczna jest niemniej atrakcyjna od produkcji muzycznej. C.L. Smooth nigdy nie zyskał należnego mu szacunku, mimo że raperem jest w mojej ocenie wyśmienitym. Posiada on ciekawe poczucie humoru, potrafi zaskoczyć oryginalną pointą, a pod względem warsztatowym niczego nie można mu zarzucić. Jego spokojny głos idealnie komponuje się z bitami Pete'a Rocka, natomiast sama technika rymowania także jest w jego przypadku niezwykle bogata i pełna rozmaitych smaczków, które tylko potęgują pozytywne wrażenie. To naprawdę wielka szkoda dla wszystkich słuchaczy hip-hopu, że C.L. Smooth - nie wiedzieć czemu - nie został uznany za jednego z najlepszych raperów pierwszej połowy lat 90. zeszłego wieku, w związku z czym obecnie wiedzą o jego istnieniu tylko najwięksi zajawkowicze... Warto dodać, że na płycie gościnne w dosłownie kilku kawałkach występują również inni raperzy, z czego najciekawszym występem jest udział rapera Grand Puba z grupy Brand Nubian.

Jako całość "Mecca and the Soul Brother" jest albumem niezwykle spójnym - zarówno muzycznie, jak i tematycznie. Szesnaście potężnych kawałków, pośród których nie ma słabych momentów, za to pełno jest nowojorskiego klimatu i interesującego przekazu. Każdy miłośnik rapu powinien, a właściwie musi znać ten album, zaś moje pozytywne zdanie na jego temat potwierdziła w 2008 r. redakcja portalu internetowego About.com, uznając niniejsze wydawnictwo za jeden ze 100 najlepszych płyt hip-hopowych. Krytycy bowiem zawsze byli duetowi Pete Rock & C.L. Smooth jak gdyby przychylniejsi od słuchaczy. Zupełnie nie potrafię tego zrozumieć...


Link do albumu w mp3 [320 kbps, 168MB]: http://dfiles.eu/files/1ik2346p6